Paralotniarstwo w Beskidzie Sądeckim i okolicach

Tekst: © Wojciech Andryszczak

Fot. © Wojciech i Agnieszka Andryszczak

Paralotniarstwo

W Beskidzie Sądeckim i okolicach

Paralotniarstwo zainteresowało mnie już w dzieciństwie. Zaczęło się od krótkiej chwili, gdy podeszliśmy z tatą porozmawiać z pilotem, który lądował w Szczawnicy tuż obok nas. Myślę, że wtedy już ziarenko idei latania swobodnego zaczęło kiełkować w mojej głowie. Ale wówczas to było tylko zauroczenie, chwilowe i przelotne.

Gdy byłem w liceum, do szkoły czasem podwoził mnie znajomy rodziców – lotniarz, paralotniarz, motolotniarz, który latał również balonami. Rozmawiałem z nim o sportach lotniczych za każdym razem gdy tylko się spotkaliśmy. Zafascynowały mnie jego opowieści o wysokich lotach i smaku wolności. Niestety, wtedy jako młody gość z pustym portfelem mogłem tylko posłuchać i snuć marzenia. „To sport dla elity, dla bogaczy” – myślałem.

Wszystko to działo się na Dolnym Śląsku, skąd pochodzę. Trwało do momentu, gdy przeprowadziłem się do Muszyny – rodzinnego miasta mojej babci. Pewnego marcowego dnia Stowarzyszenie Paralotniarzy Cumulus 24 (do którego teraz należę) zorganizowało prelekcję na temat paralotniarstwa w Muzeum Regionalnym w Muszynie. I tak moja przygoda z paralotniarstwem zaczęła już na poważnie. Najpierw wysłuchałem prelegenta na spotkaniu, a potem wylosowałem lot w tandemie. Później wraz z żoną trafiliśmy na kurs (etap 1 i 2) zakończony egzamin. I teraz latamy razem już od 4 lat. To się nie mogło inaczej skończyć!  

Wspominałem wcześniej, że to sport dla elity. Nic bardziej mylnego! Każdy, kto ma odwagę i trochę kondycji, może wzbić się w powietrze. To najtańszy sposób, by latać. Używany sprzęt można kupić już za około 5 tysięcy zł. W jego skład wchodzi skrzydło, uprząż, w której wygodnie siedzimy, spadochron zapasowy, wariometr oraz GPS. Oczywiście, to niezbędne minimum, które trzeba wydać, gdyż ceny są uzależnione od stanu tkaniny, roku produkcji itp. Nowy sprzęt waha się w przedziale cenowym od 8 nawet do 15 tysięcy za samo skrzydło. A tutaj, jak i w każdym innym sporcie, jest wiele rodzajów sprzętu w zależności od doświadczenia i upodobań. Są bardzo bezpieczne skrzydła szkolne, rekreacyjne (sami z żoną na takim latamy), XC, czyli przelotowo-rekreacyjne i zawodowe (competition CCC), ale są też paralotnie ultralekkie (1 kg) oraz do szybkich zlotów z góry (pozwalające osiągnąć prędkość ponad 100 km/h). Do wyboru, do koloru. Każdy klasa w górę to doskonalsze latanie, ale jednocześnie i ryzyko częstszych „atrakcji”, czyli różnego rodzaju podwinięć i niebezpiecznych stanów lotu, które w niedoświadczonych rękach kończą często się utratą życia lub zdrowia. Nie zapominajmy, że jest to sport wysokiego ryzyka (a nie jak wielu pisze ekstremalny).

Ale w życiu nie ma nic za darmo, ponosimy ryzyko za cenę nieopisanej wolności i poczucia swobody identycznej do tej, którą odczuwają ptaki. Musimy wykorzystać wiatr, prądy wznoszące odbijające się od gór i termikę tak samo jak one. 

W Beskidzie Sądeckim, niestety, mamy mało miejsc do swobodnego latania – głównie Jaworzyna Krynicka, Łan (mała górka w Tyliczu), Makowica nad Rytrem i wzgórze koło Starego Sącza. Być może w przyszłości powstanie nowe startowisko na Kotylniczym Wierchu, w Szczawniku niedaleko Muszyny. Potencjalnych miejsc jest dużo, lecz wszystkie są porośnięte drzewami. Nam, paralotniarzom, wystarczy niewiele miejsca. Przy dość stromej górze plac startowy może zająć około 40 m długości i 20 m szerokości. Jeśli byłby ktoś zainteresowany udostępnieniem takiego dogodnego miejsca na zboczu góry, chętnie podejmiemy rozmowę.

Tutaj znajdziecie parę moich zdjęć z powietrza, ponieważ fotografią zainteresowałem się jeszcze wcześniej niż lataniem. Jestem fotografem-pasjonatem głównie krajobrazowym, ale interesują mnie również inne dziedziny fotografii, m.in sport, astrofotografia czy reportaż. Jestem laureatem wielu konkursów fotograficznych zarówno krajowych, jak i międzynarodowych. Postanowiłem połączyć obie pasje i ciągle wzbogacam swoje portfolio swoimi zdjęciami z powietrza. 

Fotografowanie w locie nie jest takie proste, trzeba skupić się na locie i trzymać cały czas sterówki. Na zrobienie zdjęcia mam tylko chwilę, muszę spojrzeć na ekran aparatu, złapać ostrość na inną paralotnię, ułożyć kompozycję i „strzelić”. Wszystko to musi zmieścić się w czasie od 1 do kilku sekund maksymalnie. Ciągle dochodzą podmuchy wiatru i kominy termiczne. Paralotnia kołysze się w przód, tył i na boki. Cały czas wszystko trzeba kontrolować, dlatego nieczęsto biorę aparat na górę. Warunki muszą być spokojne. Wolę latać bez aparatu, gdyż pojawia się jeszcze jedno ryzyko: twardsze lub niefortunne lądowanie. Przewrócenie się na ziemi, a potem ciągnięcie przez wiatr po glebie może uszkodzić drogi aparat. Na fotografowanie w górze musi być naprawdę spokojnie w powietrzu.

Moje fotografie można zobaczyć głównie na fanpage’u na facebooku Wojciech Andryszczak Fotografia  oraz na Instagramie @andryszczakphotoart

Wkrótce pojawi się również strona internetowa z moją galerią. Serdecznie zapraszam do odwiedzenia witryn i do dyskusji, gdyby ktoś z Was miał ochotę o coś zapytać.

Tekst ten jest wstępem do szerszego artykułu o paralotniarstwie w Beskidzie Sądeckim i okolicach, który będziemy publikować na naszych łamach w przyszłości.

Zobacz czwarte wydanie magazynu: