Tekst i zdjęcia: © Natalia Starzyk
Jak się buduje chatę w górach? Część Druga
Budowa nowego domu w niczym nie przypomina remontu starej chaty. Budując od podstaw, niewiele może nas zaskoczyć, za to remont sędziwego drewnianego domu to niespodzianka na każdym kroku. To historia wyłażąca z każdej dziury!
Od czego zacząć remont starej chaty?
Od zwiedzania! Zanim zabraliśmy się do roboty,
zajrzeliśmy w każdy kąt i zaułek w poszukiwaniu
skarbów. Tam, gdzie znajomi widzieli ruderę
pełną śmieci, my wyławialiśmy cenne znaleziska.
Krzesła, szafy, stare dokumenty, naczynia,
które nawet przez właścicieli zostały wyniesione
do stodoły, dla nas stanowią wielką wartość. Ale
stary dom to nie tylko skarby. Przede wszystkim
to stosy rzeczy latami gromadzonych przez
poprzednich mieszkańców. Dlatego pierwsze
miesiące, jakie spędziliśmy na Zworze upłynęły
nam na sprzątaniu.
Droga do domu.
Cóż za problem zamówić kontener i pozbyć się śmieci?
Tylko, że do naszego domu nie dało się dojechać,
nawet autem z napędem 4×4. Zworna Chata znajduje
się na końcu stromej i wąskiej drogi leśnej, nieuczęszczanej
od 10 lat. Wisienką na torcie było ogromne
drzewo, które zwaliło się na drogę przed samą chatą.
Dziś nasza droga nadaje się już do jazdy, oczywiście
samochodem terenowym, ale doprowadzenie jej do
takiego stanu kosztowało nas dużo czasu i ciężkiej
pracy. Po pozbyciu się głębokich kolein, świeżo naprawione
fragmenty drogi w dalszym ciągu były sporym
problemem. Gliniaste błoto wciągało nasz samochód
i nie chciało go wypuścić. Błogosławieństwem okazały
się fliszowe, płaskie kamienie, których jest pełno
w Beskidzie Sądeckim. Nimi utwardziliśmy najgorsze
fragmenty. Po miesiącach pracy jak w kamieniołomie,
po pozbyciu się zwalonego, drewnianego olbrzyma,
triumfalnie wjechaliśmy na podwórko! Oczywiście
droga do domu dalej bywa emocjonująca. Zimą, bez
łańcuchów na czterech kołach nie ma nawet co myśleć
o zjeździe z asfaltu. O tej porze roku prace zwalniają,
nie wwozimy materiałów budowlanych, czasem
zostawiamy samochód w połowie drogi, w jednym
z trzech strumieni a do chaty idziemy pieszo. Z tym
trzeba się liczyć, wybierając życie z dala od cywilizacji.
Piękno starego drewna.
Odrywając się od sprzątania, zaczęliśmy dogrzebywać
się do najstarszych warstw tego domu. Pod boazerią,
dyktą i linoleum znajdowały się piękne bale
i stare deski, wtedy jeszcze pomalowane wieloma
warstwami kolorowych tynków wapiennych. Ten
dom musiał w przeszłości wielokrotnie zmieniać swoje
oblicze. Podłoga w kuchni pokryta przez wiele lat
linoleum, zniszczyła się całkowicie, ale ta w pokoju
nadawała się do uratowania.
Zaczynamy remont.
Wielu ludzi dziwi się, że porwaliśmy się na remont
takiego domu, w takim miejscu. Straszne koszty, brak
ekip budowlanych, które zechcą przyjeżdżać w takie
miejsce. Ale my z rodzinnego domu wynieśliśmy
chęć do ciężkiej pracy i wiarę we własne możliwości.
Tata jest budowlańcem z wieloletnim stażem i sam
wybudował dom, w którym się wychowaliśmy. Tam
zawsze robiło się wszystko samemu, a jak się czegoś
nie wiedziało, to się kombinowało. Dlatego też nie
przyszło nam do głowy żeby zlecać remont Chaty
komuś innemu. Przecież sami damy radę! Poza tym,
to dobra zabawa i możliwość zdobywania doświadczenia
na różnych polach. Takie zadania jak naprawianie
fundamentów, lanie wylewek, czyszczenie
ścian i sufitów nie były dla nas większym problemem.
Instalację hydrauliczną zrobił nam sąsiad hydraulik,
ale podpatrywaliśmy jego pracę i teraz co nieco sami
już robimy.
Pierwsze grube prace remontowe rozpoczęliśmy pół
roku od kupna domu, jesienią 2019. Wtedy już można
było przywieźć materiały, bo droga była stosunkowo
przejezdna. Ale wywóz długich desek krótkim autem
– leśną, błotnistą drogą pod górę – to nie lada wyczyn!
W remontach z pomocą przyszedł tata, który pomógł
wzmocnić konstrukcję dachu i postawić nowy komin.
Magórskie inspiracje.
Po zasięgnięciu rady u mieszkańców Chatki
Magóry zdecydowaliśmy, że będziemy
tak samo ogrzewać naszą Chatę. Podkowa
włożona w palenisko pieca ogrzewa wodę
w bojlerze oraz kaloryfery po przekroczeniu
zadanej na sterowniku pompy temperatury,
a sam piec – całą kuchnię. Stary
piec z kafli trzeba było niestety rozebrać
i na jego fundamencie zbudować większy,
który zmieściłby odpowiednio dużą podkowę.
Trochę szkoda było burzyć piękny
stary piec, ale ten nowy, wybudowany
przez mojego tatę i wytynkowany
gliną przeze mnie utrzymuje klimat
górskiej chaty i jest bardzo
funkcjonalny!
Glina!
Skąd glina na ścianach?
Przecież tyle jest nowoczesnych,
szybkich i łatwych
metod w budownictwie…
A tu drewniana chałupa,
fundament z kamienia
polnego i jeszcze glina na
ścianach. Marzyłam o tynkach
glinianych od dobrych
paru lat, zanim jeszcze moje
plany kupna starego domu przybrały
konkretną formę. Glina jest
wspaniałym materiałem! Naturalna
(to w końcu po prostu błoto),
tworzy w domu pozytywną atmosferę,
reguluje wilgotność, akumuluje
ciepło, jest dobrym ociepleniem. Glina
idealnie nadaje się dla kogoś, kto nigdy nie
miał do czynienia z tynkowaniem, bo jeśli
coś nie wyjdzie, można ją zedrzeć i nałożyć
jeszcze raz (co nie raz mi się zdarzyło)! Parę
lat temu wzięłam udział w kursie tynkowania
gliną. Nauczyłam się tam teorii i wytynkowałam
parę ścian, potem nabierałam wprawy, tynkując
piec i kominy w Chatce Magóry. Pozostało czekanie
z niecierpliwością, aż będę mogła zacząć tynkować
własny dom…
Wiosną 2020 roku wreszcie nadszedł moment, kiedy instalacja
hydrauliczna była gotowa, wylewki wylane, piec prawie
zamknięty. Kolejnym etapem były właśnie tynki gliniane
i czyszczenie bali. Postanowiliśmy wytynkować tylko część
ścian, bo bale w naszej Chacie są naprawdę piękne. Większość
tynków wykonałam sama i w zasadzie była to bardzo przyjemna
praca. Gorsze zadanie stanęło przed Piotrkiem, któremu przypadło
czyszczenie ścian, podłóg i sufitów. Wtedy nie mieliśmy jeszcze
bieżącej wody, ale na szczęście pod samą chatą płynie strumień,
w którym mógł zmyć z siebie ogromne ilości pyłu.
Powolutku.
Remont chaty to zadanie na pełny etat. My prowadzimy go tylko w weekendy
i urlopy. Dlatego też postanowiliśmy, że nie będziemy się spieszyć, nic sobie
zakładać, niczego oczekiwać. Ten dom nie jest dla nas udręką, a ukochaną Przystanią.
Dlatego kiedy mamy dość pracy, rzucamy łopaty, idziemy na łąkę, szukamy
nieznanych nam jeszcze ziół, albo nowych ścieżek. To miejsce powoli staje się naszym
nowym domem. Z daleka od smogu i hałasu. Ludzie często pytają nas, kiedy
skończymy, a my spokojnie odpowiadamy im, że nie wiemy, ale ten moment nadchodzi.